Dlaczego przestałem kopiować muzykę

Po prawie dekadzie moja biblioteka iTunes waży prawie dziewięćdziesiąt cztery gigabajty. Wielu poważnych muzycznych nerdów kichnęłoby na to szyderczo, ale wciąż reprezentuje ponad 13 000 piosenek, które zajęłyby mi, od początku do końca, pełne 48 dni na odsłuchiwanie ich od początku do końca.

Skłamałbym, gdybym powiedział, że większość z nich została nabyta legalnie. Większość z tych albumów została nabyta na Bittorrent, kiedy miałem dwadzieścia kilka lat. O wiele więcej zostało wyrwanych z płyt CD pożyczonych mi przez przyjaciół i rodzinę, albo wyssanych z Usenetu, by zaspokoić moje niejasne, choć powierzchowne muzyczne fiksacje. Niektóre zostały zakupione przez iTunes lub inne źródła online, ale zgodnie z prawdą, jeśli usuniesz wszystko z mojego Biblioteka iTunes, którą nabyłem legalnie, prawdopodobnie miałbym cyfrową bibliotekę muzyczną, która zmieściłaby się na pierwszym generacji iPoda.

Jednak w ciągu ostatnich dwóch lat wydarzyło się coś ciekawego. Mam sumienie. W te dni, wszystko muzyki, której słucham, jest słuchana legalnie. Ale iTunes nie tylko nie ma w tym udziału. W rzeczywistości przez ostatnie dwa lata moja biblioteka na iTunes zbierała kurz: cmentarzysko muzycznego piractwa z mojej młodości.

Wstydzę się tego. Chcę spróbować wyjaśnić różne rzeczy. Zarówno dlaczego zacząłem piracować muzykę, dlaczego przestałem, jak i w jaki sposób bycie muzycznym piratem pomogło mi zmienić się w kogoś, kto troszczył się o muzykę na tyle, by ją kupić.

Jak uzależniłem się od muzyki i piractwa…

Pochodzę z rodziny pasjonującej się muzyką. Kiedy dorastałem, mój dom był zawsze wypełniony dźwiękiem: kolekcja płyt mojego ojca liczona w tysiącach, a jego kolekcje płyt LP i kaset są prawie tak samo imponujące. Jego gust był jednocześnie eklektyczny i wyczerpujący, popularny i niejasny. Płynąca we krwi mojego ojca i jego braci to pasja do dźwięku, a nie tylko do chwytliwej muzyki singli, ale aby doświadczyć i zrozumieć emocjonalną myśl łączącą dźwięki, które ludzie robić.

To nie była pasja, którą dzieliłem. Dorastając w domu stale wypełnionym muzyką, ceniłem ciszę, kiedy tylko mogłem. Pomimo najlepszych starań mojej rodziny, moje zainteresowanie muzyką było w najlepszym razie niezwykle swobodne. Jako nastolatek miałem kilka ulubionych płyt, ale były to typowe wściekłe popowe hymny anarchii, do których większość dzieciaków kiwała głowami w połowie lat 90-tych. Odtwarzałem kilka piosenek z każdej z tych płyt w kółko, aż sam ich rytm sprawiał, że robiło mi się niedobrze, a potem nigdy więcej ich nie słuchałem. Pomimo najlepszego interesu mojej rodziny, jakiekolwiek większe zainteresowanie muzyką umykało mi.

Mój pierwszy „iPod”. Naprawdę.

Dopiero gdy w 2004 roku dostałem swojego pierwszego iPoda, zacząłem znowu słuchać muzyki. Mówię o iPodzie, ale tak nie było: to był DJ Della, dziwaczny, ohydny odpowiednik iPoda. Wyglądał jak relikt, który został zwieńczony tunelem czasoprzestrzennym z alternatywnego wymiaru, w którym Apple (яблоко) został założony za żelazną kurtyną, ale był o 100 dolarów tańszy niż iPod, a w tamtym czasie pieniądze były obcisły.

To dziwne, ale pod wieloma względami moje zainteresowanie muzyką zrodziło się z piractwa. To natura pustki, która musi zostać wypełniona, a mając 20 gigabajtów miejsca na dysku twardym w moim Dell DJ, szybko zabrałem się za wypełnienie go najlepiej, jak mogłem, beztrosko, chwytając albumy niemal losowo tak szybko, jak tylko mogłem je pobrać ze wszystkich typowych źródeł pirackich: sieci WASTE, Bittorrent, IRC, grupy dyskusyjne. Szybko zapełniłem tego DJ-a Della i w następnym roku przeszedłem na iPoda Classic o pojemności 60 GB. Od tamtej pory nigdy nie byłem bez iPoda.

W tym okresie zacząłem słuchać dużo więcej muzyki, ale jak wielu piratów, ściągałem z wygody znacznie więcej albumów, niż w rzeczywistości słuchałem. Płyty, których słuchałem, słuchałem na wpół, pozwalając muzyce wypełnić tło mojej świadomości, podczas gdy skupiałem się na innych rzeczach: czytaniu książki, pisaniu, graniu w gry wideo. Doszedłem do większości muzyki, którą ściągnąłem, jako najgorszy słuchacz, nieuczestnik. Gromadziłam kolekcję, ale kolekcjonowanie to nie to samo, co docenianie.

Mimo to część zaczęła przenikać, zatapiać się. Moje gusta rozszerzyły się z grungy na bardziej zróżnicowane. Wiele z tego było osiągnięciem opartym na początku: „Czy nie wyróżniałoby mnie, gdybym był głęboko w jazzie?” pomyślałbym pretensjonalnie. Ale pretensjonalne pozy często przeradzają się w uzasadnioną pasję poprzez zwykłe powtarzanie, a im więcej muzyki słuchałem czegoś nowego, by tylko wygrać to osiągnięcie, tym bardziej odnajdywałem się naprawdę myślący o tym, co słyszałem.

Trwało to przez wiele lat i kupiłem tylko to, czego nie mogłem znaleźć w żaden inny sposób: naprawdę niejasny. W tym czasie moja trywialna wiedza o muzyce rozszerzyła się tak szybko, jak moja biblioteka na iTunes — nazwy zespołów, kiedy wydano albumy, tego rodzaju rzeczy — ale moje rzeczywiste uznanie dla tego, co słyszałem, rosło znacznie bardziej powoli. W przypadku każdego tuzina albumów w mojej bibliotece iTunes mogę mieć rzeczywiste, dające się wyrazić myśli tylko o jednym z nich. Patrząc wstecz, wydaje mi się to niesamowicie przygnębiające, ale to znak rozpoznawczy kogoś, kto traktuje sztukę jako towar, który pochodzi z kranu. Nie inwestowałem w muzykę ani czasu, pieniędzy, ani uwagi: po prostu ją włączałem.

Jak przestałem pirać i zacząłem przesyłać strumieniowo…

Więc co się zmieniło? Był oczywiście punkt zwrotny, w którym w końcu zebrałem wystarczająco dużo pomysłów na pewne albumy lub artystów, że z kolei zacząłem mieć pomysły na muzykę jako całość. Ale to, co naprawdę zaczęło zmieniać sposób, w jaki myślałem o muzyce, nastąpiło, kiedy zmieniłem sposób, w jaki zdobywałem muzykę. I nie miało to nic wspólnego z iTunes, a raczej przyszło, gdy zasubskrybowałem Spotify.

Mieszkałem wtedy w Europie, więc miałem dostęp do Spotify kilka lat przed przybyciem do Stanów Zjednoczonych. Kiedy zapisałem się na to, zrobiłem to z kaprysu, ale ten kaprys drapał dręczące swędzenie sumienia, które zaczynało się rozwijać w związku z piractwem. Jeśli tak naprawdę nie myślisz o muzyce, akt piractwa nie ma większego wpływu na twoje sumienia, ale sama głośność muzyki, którą kopiowałem i grałem, wywołała bardzo powolną reakcję łańcuchową Dla mnie. Cząsteczki muzyki zderzają się z cząsteczkami myśli jakby przypadkowo, przechodząc w fuzję w gęstszy, pełniej uformowany element: wyobrażenie o tym, co reprezentował dla mnie ten utwór lub album. Nie było wielu takich pomysłów, ale kiedy już masz pomysł w głowie, znacznie trudniej jest zignorować osobę lub artystę, który ci go podarował.

Kiedy więc zarejestrowałem się w Spotify, pod wieloma względami postrzegałem to jako prawie bardziej etyczną formę piractwa. Za rozsądną miesięczną opłatę abonamentową mogłem cieszyć się taką ilością muzyki, jaką chciałem z ogromnej biblioteki, z jeszcze większą wygodą niż szukanie albumów i piractwo w pierwszej kolejności. Jasne, wiedziałem, że artyści płacą za utwory, których słucham na Spotify otrzymywali tylko mały ułamek ile by zarobili, gdybym kupił ich album w sklepie lub przez iTunes, ale mimo to była to legalna alternatywa: sposób na słuchanie ogromnych ilości nowej muzyki, która nie rozbiła banku, ale też nie musiała być ukrywana ani dwuznaczna na około. Nie wymagało to uzasadnienia.

Moje uznanie dla albumów zmieniło się z tego, który dotyczył przede wszystkim tego, czy… miał ten album do tego, co tamten album sprawił, że poczułem.

Dziwny jest jednak sposób, w jaki Spotify — wtedy Rdio, kiedy wróciłem do Stanów, co moim zdaniem jest lepszym serwisem — zmieniło sposób, w jaki słuchałem muzyki. Zamiast zbieranie cyfrowe pliki muzyczne, Spotify kazał mi usiąść i posłuchać. Wcześniej samo ściągnięcie albumu w pewnym sensie mnie satysfakcjonowało, niezależnie od tego, czy go słuchałem, czy nie. Ale teraz do każdego albumu podchodziłem z osobna, nie jako towar, który masowo podkradać i gromadzić, ale jako coś, czego chciałem doświadczyć, właśnie wtedy i tam.

Wyróżnieniem jest to, co przyniosłem do stołu, czyli nie tyle pieniędzy – te abonamenty są tanie i łatwo to uzasadnić, nawet jeśli nie słuchasz dużo muzyki — ponieważ była to głęboka wariacja w sposobie, w jaki podszedłem muzyka. Albumów słuchano z większą natychmiastowością, bo mając dostęp do niemal nieskończonego biblioteka muzyki w chmurze, moje uznanie dla albumów zmieniło się z tej, która dotyczyła przede wszystkim czy ja miał ten album do tego, co tamten album sprawił, że poczułem.

Kiedy patrzę wstecz na moje 90 gigabajtów pirackiej muzyki, uderza mnie to, jak mało jej słuchałem, nawet do dziś. Ile albumów przechowywanych w mojej bibliotece iTunes mam zrobił Słuchaj, aby nie wyczarować we mnie absolutnie żadnego uczucia, kiedy na nie patrzę.

Z perspektywy czasu jest dla mnie jasne, że moje piractwo było głównie zwykłym kolekcjonowaniem i, jak najbardziej fetyszystyczni kolekcjonerzy, było prowadzone z bezmyślną żarłocznością. Dobra kolekcja ma składać się z reliktów, przedmiotów, które tak silnie przywołują właścicielowi wspomnienia, uczucia i pomysły, że cieszy go po prostu bliski kontakt z nimi. Zadbany ogród. Moja kolekcja nie była taka: była po prostu… mak, połykając i korodując wszystko, na czym mi zależało, w swojej bezkrytycznej masie.

Dlaczego nigdy więcej nie będę piratować…

Teraz jest dla mnie zupełnie inaczej. Usługi strumieniowego przesyłania muzyki, takie jak Spotify i Rdio, są częścią tej transformacji, ponieważ zacząłem pilniej podchodzić do muzyki. Zerwali z moim kolekcjonerskim nawykiem i z biegiem czasu rozwinąłem bardziej ukształtowany związek z muzyką, w którym moja kolekcja nie była już skarbnicą bajtów na moim dysku twardym, ale kompendium wspomnień i uczuć dotyczących sposobu, w jaki niektóre albumy wpłynęły na ja. Gdy ten wewnętrzny ogród muzycznych doświadczeń rósł, poczułem, że chcę ponownie zbierać albumy, ale nie jako czerwony chwast bezkształtnych kawałków… jak coś fizycznego, zbiór reliktów, do których mógłbym podejść z taką samą mieszanką sympatii i pośpiechu, jak podchodzę do moich ulubionych książek.

Moje stereo, zainstalowane w wózku z alkoholem z połowy wieku.

Ostatnio wgryzłem się w kulkę i złożyłem porządne stereo, bardzo podobne do tego, jakie miał mój ojciec, gdy byłem młodszy. To mieszanka starych komponentów, w tym piękny amplituner Yamaha z późnych lat 70. z pełnym, bogatym dźwiękiem, niektóre potężnie potężne głośniki Technics, jakie jakiś biedny głupiec rozdawał na Craigslist, gramofon Dual 1256 i nieco nie na miejscu Apple TV czai się w cieniu centrum rozrywki, pozwalając mi na strumieniowe przesyłanie muzyki z Rdio przez AirPlay do całego tego rocznika sprzęt analogowy.

Nie jestem audiofilem, ale dla kogoś, kto spędził większość swojego muzycznego przebudzenia w ciągu ostatniej dekady, słuchając cyfrowego dźwięku w mieszaninie bitrate nad kiepskimi głośnikami PC i tanimi słuchawkami dousznymi, luksus tego zestawu jest trudny do przecenienia: to różnica między słuchaniem muzyki w tło i odczuwanie go jako obecności w pokoju z tobą, czasem miękkiej i bladej, a czasem jako elektryzującego ciśnienia w powietrzu wokół ciebie, jak eksplodująca burza.

To, co jest dla mnie interesujące w moim stereo, to to, jak ułatwiło mi ostatni krok w mojej ewolucji w sposobie, w jaki doświadczam muzyki. Apple zawsze wiedziało, że dobra technologia zmienia sposób, w jaki wchodzisz w interakcję z medium, a to po prostu to, co zrobił mój zestaw stereo, znacznie bardziej zmieniając sposób słuchania muzyki niż jakikolwiek iPod? zrobił. Częściowo dlatego, że moje stereo brzmi tak świetnie, że słuchanie muzyki na moim Macu lub moim iPhonie jest znacznie płytszym doświadczeniem, ale kolejna duża część chodzi o to, że moje stereo nie jest czymś, co mogę po prostu nosić ze sobą: to 150 funtów sprzętu znajdującego się w moim salonie i aby go doświadczyć, ja musi wybrać się do niego i usiądź przed nim jako aktywny uczestnik. To swego rodzaju ołtarz, przed którym czuję i doświadczam muzyki.

Apple zawsze wiedziało, że dobra technologia zmienia sposób, w jaki wchodzisz w interakcję z medium, a to po prostu to, co zrobił mój zestaw stereo, znacznie bardziej zmieniając sposób słuchania muzyki niż jakikolwiek iPod? zrobił.

Obecnie nie pirackie żadnej muzyki. Moja biblioteka iTunes zbiera kurz. Zamiast tego poszerzam swoje horyzonty muzycznie, eksplorując w Rdio. Jeśli album, którego słucham szczególnie mnie dotyczy, postanawiam go zebrać… nie tylko po to, by go mieć, ale by być blisko fizyczny kontakt z pracą, która w niewielkim stopniu zmieniła moje samopoczucie i którą zawsze chcę czuć ponownie. Kiedy zbieram te albumy, robię wszystko, aby kupić je na winylu, zwykle płacąc dwa do trzech razy więcej niż ten sam album, który kosztowałby mnie na iTunes lub na CD.

Ponownie, chodzi o rytuał rzeczy. Wiele osób powie, że albumy brzmią inaczej na winylu, ale nie sądzę, żeby to była prawda. Co jest dla mnie znowu jest to, że płyta winylowa to coś, z czym nie można angażować się biernie. Musisz tego dotknąć. To jest duże. Musisz to przewrócić w połowie. Nie można go słuchać podczas joggingu lub jazdy metrem. Nie możesz po prostu uderzyć nim w odtwarzacz i o tym zapomnieć: musisz podnieść igłę, aby prześledzić rowki koncentrycznego spirala, w którą inne istoty ludzkie wpisują emocjonalną tkankę muzyki, która odtwarza w ich wnętrzu coś głębokiego i podprogowego kiery. Dla mnie siła winylu polega na tym, że nie da się go łatwo przyjąć za pewnik: żeby odtworzyć płytę, trzeba postawić na jej odsłuch, a nie tylko posłuchać.

Co tu jest na wynos? To bardzo dobre pytanie. Jako trzydziestotrzyletni mężczyzna wstydzę się piractwa moich dwudziestolatków, ale skłamałbym, gdybym nie przyznał, że to stopniowo pomogło przekształci mnie z osoby, która nie dba o muzykę w melomana, indywidualistę z prawdziwą pasją do dźwięku i żarliwą wierzący w kupowanie muzyki.

Mam nadzieję, że w ogólnym rozrachunku jest to pocieszenie dla muzyków i dyrektorów muzycznych, którzy rozpaczają z powodu szalejącego piractwa, endemicznego dla muzyki cyfrowej: nie mogę być w tym sam. Ukradłem muzykę na tyle długo, że pokochałem ją kupować.

Co do mojej biblioteki iTunes? Może nadszedł czas, aby raz na zawsze zrównać z ziemią tę czerwoną trawkę. Nie ma w tym nic, czego nie wolałbym kupić od nowa.

Dobra jazda.

Najnowszy wpis na blogu

Wiadomości, analizy i opinie Apple oraz ogólne wiadomości techniczne
September 10, 2021

Made For iHome: Dlaczego automatyka domowa to kolejna wielka rzecz Apple [Zapowiedź CES 2013]CES 2013, największy na świecie róg obfitości najnowoc...

Wiadomości, analizy i opinie Apple oraz ogólne wiadomości techniczne
September 10, 2021

Chiński nastolatek, który sprzedał swoją nerkę za iPada, może wkrótce zobaczyć sprawiedliwośćPamiętaj, że chińska nastolatka ostatni rok kto sprzed...

| Kult Maca
September 10, 2021

Klawiatura Lofree działa jak maszyna do pisania, wygląda spektakularnieKto nie chciałby tego piękna pod swoim komputerem Mac?Zdjęcie: LofreeJeśli l...