Chociaż wszystko, co Apple pokrywa z fanatyczną precyzją, życie w One Infinite Loop w dzisiejszych czasach jest czymś w rodzaju czarnej skrzynki dla nie-Appleitów. Steve Jobs uczynił jedną z tajnych pracy. Co sprawia, że artykuł Jona Phillipsa dla MacLife o stołowaniu się w korporacyjnym barze spożywczym Apple, który jest o wiele przyjemniejszy. To trzeba przeczytać:
"Oh. Mój. PAN BÓG. Moje pierwsze wrażenie było takie, że w jakiś sposób trafiłem do Departamentu Gotowej Żywności. Stacja po stacji po stacji oferowała oszałamiającą różnorodność dań kuchni międzynarodowej. Były kioski z burrito, pizzą, makaronem, sushi, gorącymi przystawkami, burgerami, kanapkami, sałatkami, koktajlami, mrożonym jogurtem. Mieli nawet bar z lodami.
Potem były kioski z hiszpańskimi tapas i paellas. Do brytyjskich bangerów i papkowatego groszku. Do etiopskiego chleba wat i injera. Oraz do tradycyjnych przetworów Eskimosów z karibu, morsa i foki. Niesamowity.
OK, prawdę mówiąc, nie widziałem żadnych kiosków z jedzeniem z Hiszpanii, Anglii, Etiopii czy kanadyjskiej Arktyki. Ale ponieważ wybór jedzenia Caffe Mac był tak niesamowicie obfity i różnorodny, nie mogłam nie wyobrazić sobie tak egzotycznych kuchni. I faktycznie, ponieważ ten nowy światowy porządek możliwości lunchu był tak przytłaczający, byłem sparaliżowany niezdecydowaniem. Pizza czy makaron? Kanapka czy sushi? A może śmiały trifecta mieszanych i/lub mrożonych przysmaków?”